poniedziałek, 7 lipca 2014

Matka Przedziwna

Dziś będzie bardzo katolsko. Wybaczcie, niewierzący, wątpiący i wyznający bratnie odłamy wiary chrześcijańskiej. Ale jest pewna Pani, o której muszę napisać, skoro powróciłem dosłownie wprost od Niej.

Po raz któryś z rzędu brałem udział w wielkim, kilkusetletnim już fenomenie, jakim są pielgrzymki na Jasną Górę. Nie szedłem, co prawda, z tłumną, typową pielgrzymką parafialną. Nie lubię takich. Nie pytajcie: Czemu. Nie lubię, po prostu. Kolumna ludzi śpiewających cały czas nabożne pieśni bez chwili ciszy, stłoczeni pątnicy na asfalcie- Sorry. Nie mój klimat. Potrzebuję chwili ciszy, oddalenia się od zgiełku. Możliwości przemyśleń, notatek, rozmowy poważnej mniej-bardziej. Dlatego też wybrałem się z grupą dwudziestu kilku osób na pielgrzymkę szlakiem Orlich Gniazd z młodzieżą z mojej rodzinnej Józefki i Zabrza-Helenki, pod przewodnictwem don Marka Mani. Raz trzeci, czwarty-nie wiem. Nie liczę już.

Nie umniejszam, rzecz jasna, nic nikomu, kto lubi pójść w dwa lub więcej dni z połową swojej parafii do Częstochowy. Proszę bardzo, co kto woli. Ja po prostu tak nie umiem. I tyle. Dlatego bliższe są mi klimaty Camino de Santiago.

Tak więc szedłem do naszego narodowego sanktuarium. Wyjątkowego wśród narodowych sanktuariów świata. Skrzywicie się i powiecie, że zacząłem tu propagandę spod znaku Pewnego Katolickiego Radia i Pewnej Katolickiej Telewizji. Nie jest tak do końca. Nie przypominam sobie, żeby któreś inne sanktuarium było trzykrotnie obleganą twierdzą, z których to trzech oblężeń powiodło się tylko jedno- rosyjskie w 1770-1772 r. (wot, gieroje...). Nawet ciężko powiedzieć, że to Rosjanie byli skuteczni, bo Jasną Górę poddał król Stasiu August, który zasłynął wieloma tego typu numerami. A chłopaki z Kazimierzem Pułaskim na czele wzięli się bronili dwa lata.

Poza tym, sanktuaria narodowe innych krajów zmieniały się na przestrzeni lat. Kiedyś Francuzi chodzili do Vezelay, teraz chodzą do Lourdes. Podobnie w innych krajach. A Jasna Góra trwa i trwa, juz siedem wieków. Trwa jakby na przekór polskiej historii, która postrzępiona jest niemiłosiernie. Ostoja. Czy tego chcemy, czy nie.

Moje spotkania z Matką Boską Częstochowską zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie. Rodzice zabierali mnie na Jasną Górę. Kaplica dla mnie była niesamowita, bajkowa. Składałem rączki i modliłem się do Bozi, mało co rozumiałem, ale byłem niewątpliwie przejęty.

Potem podrosłem, poszedłem na pielgrzymkę szlakiem Orlich Gniazd. Raz, drugi, kolejny. Spotkania nabrały nowej barwy, duma z pokonanej trasy i ciężar przebytej drogi mieszał się z refleksjami na temat dosłownie wszystkiego. Wreszcie w maju tego roku wybraliśmy się na Nocną Pielgrzymkę z Piekar, organizowaną przez Michała Pieca. To było chyba najkrótsze spotkanie, bo przebyte w ciagu parunastu godzin 60 kilometrów dawało się we znaki wszystkim. Sam z klęczek wstawałem etapami.

I wiele innych, nie-pieszych wizyt było po drodze. Ale największe chyba wzruszenie połączone z Matką Boską Częstochowską przeżyłem w Grecji, na Santorini.

Jako uczeń szkoły średniej śmiałem się w kułak przy lekturze Latarnika Sienkiewicza. No bo jak to, przeczytał chłopina po dwudzietu latach parę zdań po polsku i już płacze straszliwie, rozpacza za ojczyzną. Toż to lament i brazylijska telenowela.

Na Santorini jest jeden jedyny kościół katolicki. Przyszedłem tam podczas króciutkiego pobytu na tej uroczej wyspie, trochę żeby zajrzeć i pomodlić się, a trochę żeby skryć się przed skwarem. Klęknąłem w ławce. Obróciłem głowę...i zobaczyłem Ikonę Matki Boskiej z Jasnej Góry. I wiecie co? Chciało mi się ryczeć. Serio. Zrozumiałem wtedy Latarnika i w duchu przeprosiłem Sienkiewicza. Mam nadzieję, że Henio wybaczył.

Stąd tytuł posta: Matka Przedziwna. Matka, do której się idzie do domu, ale która też zjawia się w najmniej oczekiwanym momencie. Taki mały kawałek Polski i siebie samego.

Dobrze, że jesteś, Pani z Jasnej Góry, choć dostaję szału, gdy słyszę disco-duchowe pieśni na częstochowskim parkingu, kaplica cały czas jest pełna, wokół wzgórza roi się od gastronomii i dewocjonaliów,  a co po niektórzy lubią sobie na Apelu Jasnogórskim zrobić trochę polityki. Wiem, że jesteś ponad to.

I gdziekolwiek mnie nie rzuci życie, to chciałbym zawsze zawołać, że jestem, pamiętam i czuwam.