sobota, 11 lipca 2015

Mitteleuropa, czyli ocalić Ideę

Witam znów po przerwie. Trochę się pozmieniało, trochę poszło do przodu. Już za najdalej parę miesięcy pierwsze papierowe wydanie mojej twórczości. Ale zanim to- zapraszam do lektury nowego wpisu.

UWAGA: Kiedy mówię o "Mitteleuropie", to nie nawiązuję do niemieckich planów terytorialnych z okresu przed I wojną światową, tylko traktuję o regionie Europy Środkowej z całą jego historią i dziedzictwem.


Do niedawna popularne było pytanie: czy czujesz się Europejczykiem? Oczywiście zadawane było ono w kontekście Unii Europejskiej. Europejczykiem według tej koncepcji był ten, kto mieszka w kraju unijnym, kto aprobuje działania UE, kto jest tolerancyjny (to słowo też nabrało nowych konotacji, zupełnie rozbieżnych z oryginalnymi), kto chce płacić we wspólnej walucie, kto dumnie macha niebieską flagą z dwunastoma żółtymi gwiazdkami. Tak, to miał być Europejczyk. Zachwycony obywatel organizacji międzynarodowej na Starym Kontynencie. Będziemy w końcu w Europie!- krzyczeli co bardziej zadowoleni, gdy dołączaliśmy do Unii. W mniejszości, niestety, byli ci, którzy trzeźwo pytali: a do tej pory to gdzie byliśmy?

Trochę sobie szydzę, fakt. Ale pytanie, co znaczy być Europejczykiem, co to jest tożsamość europejska- pozostało. Nie są to pojęcia związane z tworami politycznymi- one, jak uczy historia, przychodzą i odchodzą, a te pytania zadawano i w epoce Karolingów, i za czasów Habsburgów, wreszcie zadajemy je my. Skoro tak jest- to znaczy, że jest to pytanie ważne, istotowe wręcz.

Nie oczekuj, Drogi Czytelniku, że w tym- mimo wszystko- krótkim eseju odpowiem na nie. Jedyne, co mogę, to zarysować pewien koncept.

Zanim nasi przodkowie nabrali ogłady, byli najeźdźcami. Europę stworzyły najazdy.Achajowie przybili czubastymi łodziami do brzegów Krety i powalili cywilizację minojską, która czciła byki i labrysy. Achajowie stali się mieszkańcami Grecji i zanim ulegli Rzymianom, zasiedli do filozofii i literatury. Rzymianie objęli swoim surowym panowaniem całe Mare Mediterraneum, oparli się o Dunaj, Alpy i Ren. Wszędzie, gdzie dotarli swoimi legionami, przynieśli swoje prawo. O rdzennym mieszkańcu jednej z rzymskich prowincji- Galilei, już wkrótce opowiadać mieli misjonarze, którzy nieraz swoje kaznodziejstwo zakończyli w paszczach cyrkowych lwów.

I tutaj na scenę wkraczają nasi przodkowie. Germanie, Celtowie, Goci- to oni rozsadzą Imperium. Nim Alaryk i Rycymer splądrują Rzym, podzielone już Cesarstwo Zachodniorzymskie skurczy się i rozchwieje. Na jego gruzach powstaną rozliczne państwa. A parę wieków spóźnieni Słowianie swoje siedziby odnajdą wśród puszcz i pól, jak to później nazwą Germanie, Mitteleuropy.

Więc stąd przychodzimy. Od Greków wzięliśmy umiłowanie mądrości, od Rzymian- pragnienie sprawiedliwości, a chrześcijaństwo dało nam moralność. Z tymi trzema czynnikami będziemy przez wieki polemizować, będziemy je reinterpretować- ale nie sposób zaprzeczyć, że są one filarami tego, co nazywamy europejskością. Ja się z nią identyfikuję- a więc tak, czuję się Europejczykiem.

Dziś Europa przechodzi kryzys. To widzimy. Wielu twierdzi, że jest to kryzys epokowy. I coś w tym jest. Europa- szczególnie Zachód- odcina się gwałtownie od chrześcijańskich korzeni, relatywizuje sprawiedliwość i mądrość. Jeżeli coś można nazwać zagubieniem idei- to to, co obserwujemy we Francji czy Holandii, gdzie imigranci posiadają przywileje wobec rodzimych obywateli. Gdzie przymyka się oczy na przemoc pośród przedmieść Paryża. Gdzie-jak w bawarskiej szkole- zakazuje się krótkich spódniczek dziewczynom, gdyż nowo przybyli mogą czuć się nieswojo. Ze skrajności drugowojennych zbrodni wpadliśmy w skrajność nowoczesnej uległości każdemu elementowi obcemu.

Tak, zaprzeczyliśmy swoim własnym źródłom, uprzednio wielokrotnie legitymizując nimi każdą zbrodnię. Po latach rozwoju i postępu hitlerowcy i bolszewicy zafundowali nam dzicz, której rozrost pierwotnie ignorowano. A alibi dla zdziczenia- tu piję zwłaszcza do hitlerowców- próbowano szukać w przeszłych dokonaniach Niemców, w ich domniemanym prymacie w Europie. A jeszcze wcześniej: czyż Leopold III, król Belgów, na którego polecenie dokonano wieloletniej rzezi w Kongu, nie dyskutował na swoim dworze z filozofami i duchownymi? Czy hiszpańscy konkwistadorzy nie wycięli Inków w pień z imieniem Boga na ustach?
Jak wiele razy sprzeniewierzyliśmy się własnym zasadom, mordując w imię ładu społecznego?

Albert Camus w Upadku znakomicie diagnozuje naszą kondycję: Jedno zdanie wystarczy dla nowoczesnego człowieka: uprawiał nierząd i czytał dzienniki. Zgrywamy oczytanych i światłych, a nieraz jako społeczeństwo oddajemy się najbardziej prymitywnym rozrywkom, reagujemy na krzywdę obojętnością. To zauważono.

Ale gdy to zauważono, zrobiono coś jeszcze gorszego: uznano, że źródła są fałszywe. W istocie, zamiast ukrócić fałszywość w postępowaniu, stwierdzono- może i z premedytacją- fałszywość idei. To nie my zawiedliśmy! Nasi nauczyciele jedno mówili, a drugie robili! Ale czy z powodu złego nauczyciela należy odrzucić naukę (zresztą- dlaczego dostrzeżono tylko tych złych nauczycieli, skoro było wielu dobrych? Może dlatego, że zło jest bardziej spektakularne- nie wiem)?

Uznano, że tak. Że trzeba wyprzeć się tego, co było, oferując w zamian nihilizm i hedonizm. Czyli nic. A życie nie znosi próżni. Tę próżnię może wypełnić rosnący w siłę islam. Jest to religia surowa- ale jakże inna religia mogła powstać na pustyni?- i zupełnie nam obca. Ale ona posiada pewne wartości. A pewne wartości w porównaniu z żadnymi wartościami to zawsze jest coś. Prosta matematyka. Ci ludzie posiadają pewien kręgosłup moralny, który w wielu wypadkach bywa okrutny. Ale istnieje, na czymś się wspiera. Zachód kręgosłup moralny postanowił zaś sobie amputować niemal całkowicie. Została tylko namiastka, której podstawą jest tolerancja dla wszystkiego, co inne od starego ładu. 

Nie jestem wrogiem innych społeczności czy przekonań. Ale jestem przyjacielem Europy, jestem chrześcijaninem i humanistą zatroskanym o cywilizację, która stworzyła mnie, moich przodków, moje otoczenie i historię. Reaguję oporem na próbę skuwania fundamentów, na których zbudowaliśmy nasz dom, choć nieraz próbowano go burzyć i trzeba go było remontować. A fundamenty przecież są trwałe.

Byliśmy najeźdźcami. Ale wyciągnęliśmy lekcje od tych, na których dobra przyszliśmy, po wiekach nauczyliśmy się dbać o nasze dziedzictwo. Z wieku na wiek coraz mniej byliśmy przybranymi dziećmi Europy, stawaliśmy się prawowitymi spadkobiercami. Błądzącymi, to fakt. Zawsze jednak potrafiliśmy wrócić na dobrą ścieżkę. A dziś- dziś możemy z niej zboczyć nieodwracalnie.

Dość długo uważałem, że walka tocząca się na Starym Kontynencie jest istotna z punktu widzenia narodów czy religii. Ale tutaj starcie toczy się o idee wieczne, takie jak prawda, dobro, piękno. To, czy w przyszłości będą istnieć Polska czy Niemcy jest rzeczą wtórną wobec pytania, czy ludzie w przyszłości będą potrafili kochać, poszukiwać sensu życia albo zachwycać się światem. Czy wzniesiemy się ponad nasze słabości, czy też runiemy w nie, aby wkrótce, gdy będzie już za późno, obserwować koniec cywilizacji, jaką znamy. Kto wtedy przekaże nasze przykazania dzieciom i wnukom? Kto opowie o chwalebnych czynach przodków?

Być może Zachód upadnie. Może wkrótce- a wkrótce to tutaj perspektywa parudziesięciu lat- kraje tak zwanej Starej Europy zmienią się nie do poznania. Jean Raspail w książce Obóz Świętych już kilkadziesiąt lat temu kreślił wizję masowej imigracji do Europy. Jest to wizja krwawa- i wcale nie taka, co widzimy coraz wyraźniej, nieprawdopodobna. Ale jest jeszcze Mitteleuropa- to my, Europa Środkowa- ci, którzy przyszli tu później. Może to nasze dziejowe zadanie, być Nowym Bizancjum? Może w tym będzie jakaś przewrotna wielkość- ocalać to, co gdzie indziej upadło?

Ale przecież nie o terytoria tu chodzi, choć wierzę po trochu w historyczną misję Mitteleuropy.  Lecz jeżeli faktycznie chcemy, by grecka mądrość, rzymska sprawiedliwość i chrześcijańska moralność gdziekolwiek przetrwały- musimy przede wszystkim sami stać się odzwierciedleniami tych idei. Człowiek to najlepsza księga-stwierdził mój dobry znajomy, gdy rozmawialiśmy na ten temat. I tak jest rzeczywiście. Musimy wrócić do źródeł. Tu i teraz. Na wschodzie czy na zachodzie. Na północy czy południu. To ludzie tworzą Europę, nie rzeki czy góry. Musimy być wierni naszym ideom, niezależnie od tego, co czeka nas jutro i ilu nas zostanie.

I jeśli Miasto padnie, a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto

(Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego miasta)