piątek, 8 listopada 2013

Kamyczek, od ktorego zacznie się lawina

Wstałem rano i włączyłem telewizor. Na Sejm. Żeby zobaczyć, jak zagłosują parlamentarzyści, rządzący z naszego upoważnienia- czy dadzą głos Obywatelowi, czy może większość z nich stwierdzi, że w tym kraju dojrzałych do decyzji mamy co najwyżej 460 osób. Kłócili się, przekrzykiwali, przemawiał Premier. A mówił pięknie, rozważnie. Nie odmówię mu tego, zresztą ma facet elokwencję. Aczkolwiek słowa te były w dużej mierze puste. Pomijam już, że nie dopuszczono do głosu przedstawicieli inicjatywy referendalnej, a wniosek przepchnięto w tempie tak wartkim, że gdyby wszystko tak w Polsce szło, to bylibyśmy dużo bardziej rozwiniętym państwem. W końcu odbyło się głosowanie.

Bezpośrednia demokracja w Polsce przegrała stosunkiem głosów 232:222.

Prawdę mówiąc, nie byłem zaskoczony wynikiem głosowania, ale i tak się rozczarowałem. Liczyłem na tę iskrę, jaka zatli się w parlamentarzystach, na iskrę poczucia odpowiedzialności za decyzje wobec przyszłości kraju. Na to, że oddadzą Obywatelom to, co obywatelskie. Ale oba kluby, z których jeden jest szumnie obywatelski, a drugi szumnie ludowy, zadały swoim posłom dyscyplinę, zapowiadając kary dla tych, którzy się wyłamią. Ot, cała ta Wasza obywatelskość i ludowość. 

I co, że pytania w referendum były niekorzystne dla rządu? Że mogły się komuś nie podobać? Ludzie chcą decydować- znaczy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, cokolwiek by o tych ludziach nie sądzić. Wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść- to z Dezyderaty. A osoby, które taką inicjatywę referendalną podjęły, do tępych i nieświadomych nie należą. Wprost przeciwnie.

Jeżeli tak ma wyglądać wpływ wyborców na decyzje w państwie, to przestańmy nazywać nasz ustrój pięknie demokracją, a nazwijmy po imieniu: 460-osobowa oligarchia z fasadowym Senatem. I, dodam, z samorządami, których decyzje może odwoływać wojewoda wybierany z klucza partyjnego. Ale ktoś tu chyba musiałby być nazbyt szczery.

Stoimy więc na rozdrożu. Albo po raz kolejny zacementowano rozdźwięk między deklarowanym a rzeczywistym stanem rzeczy w Polsce, albo dziś spadł kamyczek, od którego zacznie się lawina. Wierzę w to drugie. Ta bariera, jaka oddziela nas od wzięcia sprawy w swoje ręce, musi upaść, w końcu.

I na nic zdadzą się kolejne krzyki z mównicy sejmowej. Zresztą, w Dezyderacie znajdujemy jeszcze jeden ważny fragment: Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz